Korona Gór Polskich - Czupel. Trasa z Wilkowic przez Magurę Wilkowicką-Czupel-Rogacz-Łodygowice.
Автор: Pod Czerwoną Kropką
Загружено: 2024-10-15
Просмотров: 1326
Szczycik Czupel. Najwyższy szczycik Beskidu Małego. Szczycik, bo trudno nazwać szczytem coś, co ma ledwo 933m, i zarośnięte jest kompletnie lasem. Jakby nie tabliczka informująca niedowiarków, to można by się nie zorientować i obojętnie minąć.
Byłem, przeszedłem. Może jednak napisać, że zdobyłem ? może jednak nie, w tych okolicznościach było by to ewidentne nadużycie. Chociaż widywałem relacje ze zdobywania tego miejsca. Z pełną powagą pisane, opiewające trudy podejścia od samochodu zostawionego na Przegibku, walkę z wysokością i dystansem, przeżycia nieomal jak Hillary z Tenzingiem.
Jako się rzekło, Czupel lasem porządnie zarośnięty. Jakby ktoś widoków szukał, to niestety nie tam. A jeżeli już widoki się trafiają...Rzadko bo rzadko, ale za to urody wyjątkowej. .
Wystartowałem z Wilkowic, długo maszerując asfaltowymi uliczkami. No i po co skoro można było podjechać autobusem.
Za to poźniej było całkiem sympatycznie. Przez tajemniczą Skałę Czarownic, ciemny świerkowy bór i rozświetlone bukowe lasy doszedłem na Magurę Wilkowicką. W starych przewodnikach piszą, że piekne stamtąd widoki na wszelkie strony. Cisza, spokój i widoki. Na pewno te przewodniki były stare, albo conajmniej nie aktualizowane. Bo widoki zasłaniają podrośnięte drzewa. Gdzie indziej góry zasłaniają widoki, a tu i góry i drzewa.
Pomimo to do schroniska na Magurze Wilkowickiej ciągną tłumy. Większość ciągnie z Przegibka, bo i droga ze schroniska tam szeroka i prawie płaska, a i dojazd asfaltem na Przegibek bezproblemowy. Praktycznie całą wysokość podejścia można obskoczyć samochodem wywożąc zadek w górę. I po zatankowaniu schroniskowego piwa albo kofoli, jak prawdziwy zdobywca gór, można wyruszyć do ataku szczytowego na Czupel.
Co dzielniejsi ruszają na Magurkę ze Straconki.
Parę innych szlaków też tam dociera, ale to tylko plecakowi ich używają, więc promil promila tłumu który bawi się wokół schroniska i konsumuje wewnątrz.
Sama nazwa Schronisko jest dość zabawna. To raczej obiekt imprezowo gastronomiczny z głębko ukrytą funkcją spania. Najwyraźniej mało istotną. Schronisko PTTK to jak żart.
Może miałem pecha, ale to co zobaczyłem i usłyszałem we wtorkowy ranek - widać na którymś zdjęciu. Setki ludzi, wrzeszczące puszczone samopas małe dzieci, muzyka na full, pani wodzirejka nawołująca do masowego tańczenia belgijki.
Jeżeli tak wygląda wtorkowy ranek, to jak wygląda weekend ?
Zmykałem szybciutko.
Wystarczyło odejść kilkaset metrów, aby zrobiło się cicho, spokojnie i bezludnie. Nie licząc paru grzybiarzy. Droga idzie w poziomie, z jednej strony młody las zasłania jakiekolwiek widoki, z drugiej pojawiają się polanki z widokiem na południe. Ale te zaznaczone na mapie jako "punkt widokowy" w terenie oznaczone są tabliczką "Teren prywatny-wstęp wzbroniony"
No i końcu widzę tablicę z nazwą Czupel. Dobrze że jest tabliczka, bo można by przegapić tak istotne dla ludzkości miejsce. Już pisałem, że nawet pieczątka tam jest.
No ok, w końcu po tą pieczątkę przyszedłem.
Oprócz pieczątki są tam też ławeczki i solidny stół. Jak się opieczątkuje co trzeba, to można usiąść i kontemplować. Bo i kawałek bukowego wysokiego lasu tam jest. Całkiem miłe miejsce na odpoczynek.
No więc odpoczywałem przez chwilę. Ale wtedy z błogostanu wyrwała mnie czereda (jak nazwać gromadę około setki sztuk osobników zbliżonych "na optykę" do homo sapiens... z tym sapiens to niekoniecznie ) młodych ludzi maszerująca od schroniska gdzieś w dół - choć chwilowo w poziomie. Oczywiście pod troskliwym okiem sił pedagogicznych i przewodników.
Po chwilowym popasie tłumek dość szybko popędził w dół. No bo ile można wytrzymać w miejscu ze słabym zasięgiem. Nie ma to jak właściwa motywacja. Wszak w dolinach jest porządny zasięg ! A widoki ? przecież na instagramie można zobaczyć nawet lepsze.
Jak już się uspokoiło, to schodziłem sobie spokojnie. Znów dodalem trochę metrów i wyszedłem na Rogacza, poza szlakiem. I tam odkrycie. Coś jakby okopy, albo pozostałości po fortyfikacjach. Tylko kto i kiedy to zrobił?
A może to nie żadne okopy, tylko nadmiar wyobraźni.
Dalej schodziłem czerwonym szlakiem mijając tajemnicze ruiny budynku na jednej z polan, znalazłem źródło, które w stosunku do mapy przewędrowało kilkaset metrów. Przechodziłem obok Diabelskiego Kamienia. Jak zwykle w Beskidach upuścił go diabeł, zamiast zbombardować nim kościół gdzieś dalej.
Ale inna legenda powiada, że to jakowaś hoża dziewoja, za niecne postępki w kamień zaklęta. Ponoć córka młynarza z Tresnej. Proweniencja by się wyjaśniła, a natury niecności można się domyślać. Czyż w tym kraju myśli ludu nie wokół d... się kręcą ?
o naturze niecnotliwych czynów rozważać nie chciałem, to pomyślało mi się o rozmiarach owej dziewoi. Tak mi sie wydaje, że rozmiar skałki powinien mieć związek z rozmiarem dziewczyny. No no... Jeżeli tak... Jeżeli "do tanga potrzeba dwojga"... to smutny los tych co wspólnikami niecnoty byli.
No i tak sobie dumając o pierdołach, doszedłem do Łodygowic i musiałem zająć się powrotem.
Доступные форматы для скачивания:
Скачать видео mp4
-
Информация по загрузке: