Jimi Hendrix Voodoo Child Beat Club

Targ na żyletek rzece moim dechem ; Deszcze szczezły pomarańczy biustem ; Malwa sroga dumą piękna kracze wetru lata . Boulevard Montmartre wabi Pissarra termiterią ; Szczaw do barszczu zaprasza omastą śmietany ; Zaprawion pieprzy ziarnem ; Marcepan odkąd jest przysmakiem chałwy uwodzi rozpustą różę ust ; O Syzyfa trwogę po cóż pytasz o ideęł życia w nurtu mule ; Nie wyprostuje konterfekta twego doskonałość gbura wartkiego ; Ruskije romansa kapiszonem miłości frywolą życia zakola ; Snem wykrawanym kryształu zamysłem napawa ufnie pinezka ufnala ; Teksik serwuje haceli naręcza ; Goźdźi maścią wybijają z racicy ; Snopy powrósła aromatem smagają żelaztwem zieleń źdźbeł ; Wierzeje ościeżą otwarte ; Słońce we sąsieku się maluje ; Jedwabnik aparycji marynatą atrakcji morw żongluje ; Śmieszek nosem piłkę dźiobie ; Ważka patrolu małży zwiadem kęsami spowija paterę odspodu skrzydeł ; Nuta złota charmonii wiolinię znajduje ; Zew modry kubrakiem swym gniecie dłonie nietoperkiem rozpostarte ; Czerepem tyłem Nija się cofa dziewiędź
sta siedem ; Świeżymi duma fałdami pomyślunku szprych niewartt ; Żyję czasem w czasie niewiedzy o stępem rzeki żyletek ; Unikam potrąceń szafirowych akapitów ściętych paznokci ; Ślizkie pieszczoty kremują zadrapane serca ; Włosy patyną destylatu stalagmitów broczą ; Podroby napełnione paszą blizn cęnzoruf z Cerberem Piekieł szusują mną w wykrochmalonej brzytewrzecze Zoroaster .